Od nakreślenia ogólnego obrazu sytuacji i najważniejszych wniosków z frontu w Ukrainie rozpoczęła się debata zorganizowana przez „Rzeczpospolitą”. Płk Dariusz Majchrzak, prorektor ds. wojskowych Akademii Sztuki Wojennej, podkreślał, że każdy konflikt zbrojny jest inny. – Możemy oczywiście wyciągać uogólnione wnioski na potrzeby rozwoju naszych sił zbrojnych czy prognozowania, jak pole walki będzie wyglądało w przyszłości. Ale w pierwszej kolejności musimy odpowiedzieć na pytanie, czym w ogóle to pole walki jest – mówił. Choć rośnie znaczenie nowych technologii, zwłaszcza dronów, jego zdaniem podczas wojny w Ukrainie nie doszło do przełomu na miarę pojawienia się czołgów czy broni jądrowej. – Nie widzę technologii, które przewartościowałyby całą taktykę czy sztukę operacyjną. To raczej ewolucja w obrębie znanych czynników walki: ruchu, rażenia i informacji. Ukraina stała się poligonem walki dronowej, ale to tylko jeden wycinek, niezmieniający fundamentów sztuki wojennej – podkreślał. Dodał, że również cyberprzestrzeń nie jest całkowicie nowym elementem, lecz kolejną odsłoną walki o informację. – Dawniej była to łączność radiowa, dziś to systemy cyfrowe. Zmieniła się technologia, nie sama istota.
Na pełne oceny jeszcze za wcześnie
Płk Robert Reczkowski, zastępca dyrektora, szef Pionu Rozwoju Koncepcji i Wykorzystania Doświadczeń w Centrum Doktryn i Szkolenia Sił Zbrojnych, zwrócił uwagę, że na ocenę charakteru wojny w Ukrainie jest za wcześnie. – Coraz rzadziej mówimy o polu walki, a coraz częściej, zgodnie z nomenklaturą NATO, o battlespace – przestrzeni walki. Bo tradycyjne domeny, takie jak ląd, morze czy powietrze, przenikają się dziś z cyberprzestrzenią, środowiskiem informacyjnym, a nawet domeną kognitywną. Do tego dochodzi przestrzeń kosmiczna budująca przewagę strategiczną i operacyjną – wyliczał. Jednocześnie apelował o ostrożność: – Studźmy emocje, patrzmy chłodną głową. Najlepsze analizy powstają dopiero cztery, pięć lat po wojnie. Dziś wciąż działamy w mgle wojny, a część informacji to celowa dezinformacja. Przypomniał też, że nawet współpraca z samą Ukrainą ma swoje ograniczenia. – Ukraińcy nie mogą dzielić się wszystkimi doświadczeniami, bo wiedzą, że ich struktury są zinfiltrowane przez rosyjski wywiad. Dlatego informacje przekazują wybiórczo, tylko tam, gdzie to konieczne. Klasycznym przykładem była operacja w rejonie Kurska, o której wiedziało zaledwie pięć osób – sojusznicy dowiedzieli się dopiero po fakcie – przypomniał płk Reczkowski.
Perspektywę przemysłu przedstawił Krystian Chmielewski z Kongsberg Defence & Aerospace. – Z punktu widzenia producenta sprzętu wojna w Ukrainie jest już dziś źródłem bardzo konkretnych i dynamicznych wniosków. Pierwsza sprawa to czas. Tempo dostaw uzbrojenia stało się kluczowe. Musimy zwiększyć zdolności produkcyjne i uprościć łańcuchy dostaw. Równolegle produkujemy i uczymy się, rozwijając nowe rozwiązania, których ta wojna wymaga – mówił. Zwrócił uwagę na obronę przeciwlotniczą i antydronową. – Nasz system NASAMS (ang. Norwegian Advanced Surface to Air Missile System – norweski system obrony powietrznej średniego zasięgu) w Ukrainie sprawdza się rewelacyjnie, ale intensywność rosyjskich ataków pokazuje, że potrzeba ogromnych ilości rakiet. Tymczasem środki napadu przeciwnika są tanie. Dlatego przyszłość to rakiety niskokosztowe i drony-efektory, które skutecznie zwalczają shahedy czy inne bezzałogowce. Widać to dziś w Kielcach – wysyp firm zajmujących się dronami i systemami antydronowymi – zauważył. Drugi obszar to morze. – Ukraińskie bezzałogowe jednostki USV wypchnęły flotę rosyjską do portów. To proste środki, które zmieniły układ na Morzu Czarnym. Dla Norwegii, z jej długą linią brzegową, to lekcja kluczowa. Okręty podwodne czy fregaty nadal będą potrzebne, ale trzeba weryfikować, czy inwestowanie w bardzo drogie jednostki ma sens. Dlatego rozwijamy okręty modułowe – mieszane, załogowe i bezzałogowe, wyposażone także w drony i technologie roju. To może robić ogromną różnicę – podkreślał Chmielewski. Trzeci element to rozpoznanie satelitarne i targeting. – Dzięki danym z satelitów skracamy czas od wykrycia celu do przekazania informacji operatorowi do ok. 1 min. To wynik fantastyczny i efekt codziennych lekcji z Ukrainy – podsumował przedstawiciel Kongsberga.
Nowe domeny i wyzwania dla Polski
Czy wojna w Ukrainie nie prowadzi do redefinicji użycia broni pancernej, czy marynarki wojennej? Płk Dariusz Majchrzak zarysował różnicę między realiami ukraińskimi a tym, co może czekać Polskę. – Siły Zbrojne RP przygotowują się nie do kopiowania scenariusza ukraińskiego, ale do potencjalnego konfliktu na naszym terenie – podkreślił. – Jestem przekonany, że jeżeli wojna wybuchłaby u nas, to nie będzie wyglądała tak samo jak w Ukrainie. Mamy inny poziom technologii, inne podejście do osłony, a przede wszystkim jesteśmy w NATO – wyliczał elementy, które odróżniają polski teatr działań. Istotne więc będzie oddziaływanie w głębi ugrupowania przeciwnika – intensywne, ciągłe i precyzyjne. Temu służą programy F-35, rozwój zdolności w domenie kosmicznej, a także wzrost możliwości oddziaływania wojsk rakietowych i artylerii, natomiast programy „Wisła” czy „Narew” zwiększają odporność na środki napadu powietrznego. Pułkownik przypomniał też, że teren Polski ma zupełnie inną głębię strategiczną niż Ukraina. – Od naszej wschodniej granicy do Warszawy jest znacznie bliżej niż z Donbasu do Kijowa. To zmienia sposób prowadzenia operacji – wskazał. W nawiązaniu do wypowiedzi Krystiana Chmielewskiego prorektor podkreślił, że Polska wykorzystuje wszystkie domeny: lądową, morską, powietrzną, cybernetyczną i kosmiczną, ale akcenty muszą być rozłożone inaczej niż w Norwegii. – Norwegia to kraj morski, my jesteśmy krajem lądowym. Dwie trzecie naszego wysiłku będzie skoncentrowane na domenie lądowej, wspieranej przez domeny powietrzną i cybernetyczną. Morze pozostaje dla nas ważne dla ochrony infrastruktury krytycznej, szlaków komunikacyjnych i blokowania floty przeciwnika. Ale priorytetem jest obrona na lądzie – ocenił. Wniosek ten doprowadził do rozważań nad rolą broni pancernej. – Broń pancerna, w połączeniu z zaporami inżynieryjnymi i systemami obrony powietrznej, jak „Wisła” czy „Narew”, ma uniemożliwić przeciwnikowi wejście w głąb naszego ugrupowania. Musimy stworzyć warunki, w których przeciwnik rozbije się o nasze zasieki i nie będzie mógł kontynuować ofensywy – mówił ekspert. Dodał też ważną refleksję o samej istocie odporności. – Nie istnieje system bezpieczeństwa, który byłby „teflonowy”, odporny na wszystko. On zawsze się w jakimś stopniu ugnie. Pytanie brzmi: jak szybko potrafimy go odtworzyć, aby znów działał blisko 100 proc.? To jest prawdziwa definicja odporności – stwierdził. W jego ocenie teren Polski, chociażby w rejonie Bramy Brzeskiej, sprzyja użyciu czołgów, co czyni rozwój wojsk pancernych jeszcze bardziej uzasadnionym.
– Dlatego musimy łączyć siły pancerne ze śmigłowcami, zaporami inżynieryjnymi i systemami obrony powietrznej. Tylko wtedy przeciwnik nie będzie w stanie rozwijać ofensywy. To są wnioski, które nasuwają się już dziś, choć pełne analizy będą możliwe dopiero po czasie – gdy opadnie chaos informacyjny i mgła wojny – zaznaczył płk Majchrzak.