Zawirowania na rynkach, które w tym konkretnym przypadku określane są mianem "nieprzewidzianych zdarzeń makroekonomicznych", uderzyły w każdą branżę. I tak, jak przeciętny Kowalski widzi wzrost cen i szalejącą inflację, tak samo firmy z branży zbrojeniowej liczą skaczące w górę koszta i zastanawiają się, jak mając podpisane kontrakty wyjść na zero.
W takiej sytuacji znalazła się firma Babcock, która realizuje obecnie kontrakt na budowę oraz dostawę fregat type 31 dla Royal Navy. Umowę podpisano w listopadzie 2019 r. i zgodnie z jej zapisami jeden okręt wyceniono wtedy na 250 mln funtów, a cała zamówiona piątka miała być gotowa w 2028 r. Od tego czasu wiele się jednak zmieniało. Wprawdzie Babcock nie podaje wprost, o jakie "nieprzewidzianych zdarzenia" chodzi to jednak łatwo się domyśleć, że mowa tutaj przede wszystkim o zawirowaniach związanych z Covid-19 oraz później ze skokiem cen surowców energetycznych spowodowanych agresją Rosji na Ukrainę.
Trzeba tutaj jednak zaznaczyć, że żadne z wymienionych zdarzeń nie miało wpływu na terminarz programu i nowe fregaty type 31 dla Royal Navy powstają zgodnie z pierwotnym harmonogramem.
Problemem są jednak pieniądze oraz kwestia, kto powinien ponieść dodatkowe koszty. Producent? Czy zamawiający? Kwota nie jest mała. Babcock informuje, że jeśli nie uda mu się odzyskać dodatkowych kosztów to realizowany kontrakt przyniesie firmie straty. Obecnie szacuje, że na czas obowiązywania umowy firma będzie potrzebowała od 50 do nawet 100 mln funtów.
jaki będzie finał sporu? Czas pokaże. Warto go jednak śledzić, gdyż type 31 dla Royal Navy bazuje na tym samym projekcie - Arrowhead 140 - co Mieczniki, które mają być zbudowane dla Marynarki Wojennej RP.