Okres pokoju i rozbrojenia dobiegł końca, a świat powrócił na ścieżkę zbrojeń. Widać to po ilości oraz wartości ostatnich zamówień, np. Polski. Patrząc globalnie na ich strukturę coraz częściej widać pewną prawidłowość. Jak zwracają uwagę analitycy rynku, z którymi rozmawiała agencja Reuters, ciężki sprzęt, taki jak np. czołgi, traci na popularności wobec dronów, czy lekkich systemów przeciwpancernych.
- Popyt skupia się wokół podstawowego wyposażenia oraz amunicji. Szczególnym zainteresowaniem cieszą się systemy obrony przeciwlotniczej, systemy łączności, pociski przeciwpancerne takie jak np. Javelin – wskazują attaché wojskowi europejskich krajów, z którymi rozmawiał Reuters.
Analitycy zwracają ponadto uwagę, że wojna w Ukrainie mocno zmieniła sposób, w jaki wojskowi patrzą na przyszłe konflikty. Wizja wojny przyszłości, którą prowadzą dwie specjalistyczne armie wyposażone w nowoczesny i wysoko specjalistyczny sprzęt zastąpił obraz, który najbardziej przypomina Pierwszą Wojnę Światową. Błoto, okopy oraz ciągły ostrzał artyleryjski. W efekcie jednym z najbardziej poszukiwaych produktów na ryku jest... amunicja. Zwłaszcza kalibru 155 mm.
- Wysokie zużycie tak amunicji precyzyjnej, jak i zwykłej, w Ukrainie przypomniało decydentom w krajach NATO o znaczeniu zapewnienia odpowiednich zapasów oraz możliwości produkcji amunicji – wskazuje Roman Schweizer, analityk banku Cowen & Co. O poziomie zużycia amunicji najlepiej świadczy fakt, że tylko amerykanie wysłali Ukrainie ponad 1 milion pocisków kalibru 155 mm. Zmusiło to Waszyngton do działania oraz decyzji do drastycznego zwiększenia ich produkcji. Ta, zgodnie z obecnymi planami, wzrośnie w ciągu najbliższych dwóch lat z obecnego poziomu 30 tys. miesięcznie do 90 tys.
- Dla wielu było sporym zaskoczeniem, w jak dużej mierze jest to wojna przemysłowa – zauważa Seth Jones z Centrum Studiów Międzynarodowych z Waszyngtonu.