Ceną powyższych rozwiązań jest m.in. relatywnie duża masa czołgu. Pierwszy M1 ważył 54,5 tony, mniej więcej tyle, co wczesne Leopardy 2, o zaledwie 12 ton więcej od T-72B z tego samego okresu. Najnowszy (w służbie od 2017 r.) M1A2C waży już 72,5 tony bez pancerza dodatkowego! Dla porównania, najnowszy Leopard 2A7V ma prawdopodobnie masę poniżej 65 ton, zaś najnowszy T-90M tylko około 48 ton (podobnie czołg nowej generacji T-14). Wynika to m.in. z gabarytów niszy wieży, która już przy granicy kątów tzw. bezpiecznego manewrowania (+/- 30° od płaszczyzny wzdłużnej pojazdu) stanowi eksponowany cel. Została co prawda częściowo osłonięta pancerzem specjalnym, ale znacznie cieńszym, niż z przodu wieży. Strop i tył wieży zaś są chronione relatywnie słabo, tylko za pomocą płyt stali pancernej. Czyni to niszę wieży bardzo dobrym celem dla broni przeciwpancernej piechoty i amunicji atakującej strop pojazdu (niektóre typy pocisków kierowanych czy subamunicja artyleryjska). Oznacza to, że za cenę zwiększenia przeżywalności załogi (co do wprowadzenia T-14 do służby było unikatową cechą M1) zwiększono ryzyko porażenia wozu w stopniu wymuszającym odesłanie go na długotrwały i kosztowny remont.
Efektem jest także duża masa, rosnąca z każdą kolejną wersją. Wyraźnie widać tu kontrast z innymi czołgami, których załogi wprawdzie są w gorszej sytuacji po trafieniu amunicji, ale z drugiej strony same magazyny amunicji są trudniejszymi celami. Szczególnie wyróżniają się tu czołgi… sowieckie/rosyjskie, bowiem jeżeli zapas amunicji ograniczyć tylko do magazynu automatu ładowania (a więc 22 lub 28 naboi), to amunicja stanowi bardzo mały, nisko umieszczony fragment rzutu bocznego lub czołowego czołgu. W zamian ‒ niestety ‒ występuje u nich tzw. syndrom latającej wieży – jeżeli już amunicja zostanie trafiona, to zazwyczaj jej wybuch lub zapłon zabija załogę i niszczy wóz. Równie atrakcyjnym celem, co nisza wieży, są dla przeciwników M1 ogromne żaluzje osłaniające układ wydechowy, praktycznie niechroniące tylnej części podwozia.
Siła ognia czołgu M1 Abrams
Od wersji M1A1 podstawę uzbrojenia Abramsa stanowi, wspomniana już, 120 mm armata gładkolufowa M256. Ma ona lufę o długości 44 kalibrów, wyraźnie krótszą aniżeli w wypadku francuskiego Leclerca (52 kalibry) czy niemieckiego Leoparda 2A6 i nowszych (55 kalibrów). Opracowano wprawdzie przed kilkoma laty wersję armaty o długości lufy 55 kalibrów (M256E1), ale nie weszła ona do produkcji – podobnie, jak inne proponowane dla czołgu M1 Abrams armaty (XM291 w wersji 120 mm i XM360E1). Co prawda krótsza lufa ma swoje zalety, m.in. ułatwia manewrowanie na ulicach miast i szybką jazdę w terenie, ale w zamian oferuje niższą prędkość wylotową pocisków, co negatywnie wpływa na celność wskutek zwiększenia czasu lotu pocisku do celu.
Dla amerykańskiego użytkownika nie ma ona co prawda wpływu na osiągi amunicji przeciwpancernej, bowiem pociski podkalibrowe z rdzeniem ze zubożonego uranu, jakie stosuje US Army (rodzina M829), są najskuteczniejsze przy stosunkowo niskiej prędkości wylotowej rzędu 1500-1550 m/s. Inni użytkownicy (a przynajmniej większość mniej „pewnych politycznie” państw, jak Egipt czy Irak) mogą korzystać z amunicji z rdzeniem ze spieków wolframu (np. amerykańskiej rodziny KE-W, produkcji Orbital ATK), jednak dla nich korzystniejsze są wyższe prędkości wylotowe, przekraczające 1700 m/s, które znacznie łatwiej uzyskać w armatach o dłuższej lufie. Sama amunicja z rdzeniem uranowym budzi kontrowersje, jednakże wciąż brak przekonujących dowodów o jej szkodliwości dla załogi – zubożony uran nie jest tak szkodliwy, jak izotopy tego pierwiastka powszechnie kojarzone jako elementy bomb atomowych. Uzupełnienie rodziny M829 (w tym najnowocześniejszej M829A4) stanowią inne rodzaje amunicji. US Army dąży do zastąpienia kilku typów amunicji „wybuchowej” (naboje z pociskami kumulacyjnymi M830 i M803A1, kartacz M1028 i odłamkowo-burząco-przeciwbetonowym M908) jednym, uniwersalnym nabojem XM1147 AMP, który zależnie od wybranej opcji, byłby programowany jako odłamkowo-burzący lub kumulacyjny itp. Ma być ona w pełni skuteczna w zakresie odległości strzelania 50÷2000 metrów.
Armata ładowana jest ręcznie, co zapewnia szybkostrzelność krótkotrwałą rzędu nawet 10-12 strzałów na minutę, ale wraz ze zmęczeniem ładowniczego spada ona – średnia szybkostrzelność określana jest na zaledwie 7 strz./min. Ładowniczy nie ma wpływu na kąt ustawienia armaty podczas ładowania, co może prowadzić do wypadków.
Innym minusem obecnego uzbrojenia głównego jest występujące czasami zjawisko tzw. backfire, czyli zassanie do wnętrza wieży niedopalonych elementów ładunku miotającego i ich gwałtowny zapłon. Może to skutkować obrażeniami załogi.