Jak informują światowe media Niemcy mieliby uzależnić swoją zgodę na przekazanie obrońcom Ukrainy ciężkiej broni, przede wszystkim czołgów Leopard 2, od decyzji USA o wysłaniu nad Dniepr amerykańskich czołgów Abrams. Co mogłyby zdziałać w boju przeciwko tankom Putina najnowocześniejsze dziś ciężkie czołgi świata, gdyby ekspresowa dostawa się powiodła?
Proszę mnie zwolnić od komentarza politycznego, skupmy się na kwestiach praktycznych, czyli technice.
Pierwszą z brzegu przeszkodą, uniemożliwiającą bezproblemową eksploatację amerykańskich czołgów, będzie brak w Ukrainie systemu logistycznego umożliwiającego tankowanie Abramsów specjalnym paliwem lotniczym bo 60 – 70 tonowy kolos napędzany jest silnikiem turbinowym pochłaniającym ogromne ilości tego paliwa. Taki system zasilania broni pancernej buduje się w wojsku latami. Nie muszę chyba dodawać, że samo paliwo powinno zachowywać ściśle określone parametry, bo power-pack – wymienny blok napędowy Abramsa - to wyrafinowana, precyzyjna konstrukcja.
Czyli z serwisem i naprawami też może być kłopot?
Abramsy to czołgi nowej generacji więc wymagają od personelu serwisowego wyjątkowo wysokiej kultury technicznej. Niektóre systemy zwłaszcza te odpowiadające za kierowanie ogniem, obserwację czy łączność są niezwykle zaawansowane technicznie. Polska, która zamówiła w USA ponad 360 abramsów w dwóch wersjach i będzie jedynym poza Ameryką krajem członkiem NATO, który eksploatuje abramsy próbuje teraz zawczasu przygotować bazy remontowe i personel obsługi. Wojska lądowe RP już teraz mierzą się z wyzwaniami dotyczącymi tworzenia zupełnie nowych ciągów technologicznych dla serwisu, wyposażenia ich w aparaturę diagnostyczną czy specjalistyczne narzędzia. My mamy na to czas, Ukraińcy – nie.