Turecka operacja przeciwko kurdyjskiemu quasi-państewku w północnej Syrii obfitowała w zwroty akcji. Po zepchnięciu kurdyjskich sił znad granicy, przecięciu kluczowej autostrady M4 i wycofaniu przez prezydenta USA Donalda Trumpa amerykańskich sił specjalnych z terenów nadgranicznych, armia turecka napotkała na swojej drodze oddziały syryjskie – armię podległą prezydentowi Baszarowi Assadowi. W kilku miejscach mogło dojść pomiędzy nimi do starć.
Czytaj także: Czemu Trump pozwolił na turecką inwazję?
Pojawiły się informacje, że dwa tureckie myśliwce F-16 zostały przechwycone w okolicach miasta Mandżib przez rosyjskie Su-35. Linię kontaktu pomiędzy wojskami tureckimi a „reżimowymi” syryjskimi zajęła rosyjska żandarmeria. O wsparcie Rosję i Assada poprosiła rządzącą w syryjskiej części Kurdystanu (Rojavie) partia PYD. Sondażowe rozmowy w tej sprawie toczyły się już od dłuższego czasu.
Ponad rok temu rosyjscy dyplomaci ostrzegali kurdyjskich polityków, że USA „porzucą” Rojavę. Trump reagował na wkroczenie Rosjan i Syryjczyków do akcji słowami zadowolenia. – Niech się bawią piachem, jak chcą – stwierdził i przypomniał nieudaną rosyjską interwencję w Afganistanie. Nie jest żadną tajemnicą, że Trump od dawna był sceptycznie nastawiony, co do amerykańskiej obecności w Syrii. Chciał się stamtąd wycofać już w grudniu 2018 r., ale wówczas zrezygnował pod presją Pentagonu i swoich doradców. Trump stwierdził, że Turcy i Kurdowie walczą ze sobą od wielu lat i że bojownicy kurdyjskich milicji „nie są aniołami”. Dodał nawet, że byli oni „gorsi niż ISIS”, co było zaskakującym powieleniem oficjalnej tureckiej narracji.
Działania Trumpa wobec kurdyjskich milicji z Syrii wywołały jednak polityczną burzę w USA. Prezydent był mocno krytykowany zarówno przez demokratów jak i establiszment partii republikańskiej. By złagodzić to fatalne wrażenie, ogłosił, że wprowadza sankcje przeciwko Turcji. Obejmowały one restrykcje wizowo-finansowe dla trzech tureckich ministrów, podwyżkę ceł na turecką stal do 50 proc. oraz zerwanie amerykańsko-tureckich rozmów o umowie handlowej. Sankcje te były jednak tylko symbolicznym uderzeniem. Turcja nie eksportuje dużych ilości stali do USA a rozmowy handlowe i tak się mocno przedłużały. Już po ogłoszeniu sankcji wyszedł dziwaczny list, który Trump napisał do tureckiego prezydenta Erdogana. Przestrzegał w nim, by Erdogan nie „robił głupich rzeczy”. Turecki prezydent rzekomo wyrzucił ten list do kosza. Obie strony nie zamknęły sobie jednak drogi do negocjacji. Do Ankary przybył amerykański wiceprezydent Mike Pence. Erdogan początkowo odmówił z nim spotkania mówiąc, że chce rozmawiać jedynie z Trumpem. Szybko jednak złagodził stanowisko. Amerykanie i Turcy dogadali się w czwartek wieczorem w sprawie rozejmu w północnej Syrii.