Jeszcze w tym miesiącu, po 18 latach od rozpoczęcia budowy, do szyku marynarki powinien dołączyć patrolowiec „Ślązak”. 8 listopada okręt, przez kilkanaście lat znany jako korweta „Gawron”, miałby być wreszcie przekazany siłom morskim RP.
Podniesienie bandery na od dawna wyczekiwanej jednostce nastąpi zapewne 28 listopada w święto Marynarki Wojennej.
Niektórzy sygnaliści związani z gdyńskim ośrodkiem okrętowym z góry uprzedzają, że z okazji przyjęcia „Ślązaka” do służby wielkiej fety nie będzie. Wszystko z powodu kłopotów związanych z dokończeniem prób odbiorczych.
– Trudno się dziwić, że końca testów nie widać. Liczne urządzenia, od bloków napędowych po elektrykę zainstalowaną pod pokładem kilka czy kilkanaście lat temu, zawodzi w chwili generalnej próby. Wygasły gwarancje producenckie, a kilku dostawców, jak np. szwajcarski wytwórca przekładni, po prostu zniknęli z rynku – twierdzi nasz informator związany z Marynarką.
Budżetowe mielizny prześladują okręt
Historia budowy „Gawrona”/„Ślązaka” to kompromitująca kronika nieudolności decydentów kilku kolejnych rządów. Począwszy od gabinetu Leszka Millera, inicjatora licencyjnej budowy okrętu proj. 621 (MEKO A-100) skonstruowanego w hamburskiej stoczni Blohm &Voss.
Zazwyczaj w okresach budżetowych kłopotów państwa programy okrętowe cięto w pierwszej kolejności. Na wieczną huśtawkę z finansowaniem budowy „Gawrona” nałożyły się także strukturalne problemy zakończone upadłością głównego wykonawcy – gdyńskiej Stoczni Marynarki Wojennej. Dziś za dokończenie programu odpowiada nowy podmiot: PGZ Stocznia Wojenna – sukcesor SMW. Firma powstała po odkupieniu przez PGZ majątku upadłej stoczni od syndyka.