Obóz rządzący zapowiada radykalne zwiększenie wydatków obronnych i w ramach ustawy o obronie Ojczyzny – równie radykalne zwiększenie liczebności naszych sił zbrojnych. Obydwa rozwiązania w obliczu rosyjskiej inwazji na Ukrainę wydają się konieczne. Jednak katastrofą byłoby to, gdyby po raz kolejny te deklaracje okazały się politycznym zaklinaniem rzeczywistości.

Napaść Rosji na Ukrainę pokazał zarówno jak bardzo liczy się męstwo i determinacja obrońców oraz jak bardzo brak tam nowoczesnej broni opartej na wyrafinowanych technologiach. Przykład pierwszy z brzegu. Postsowiecki ukraiński system obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Przestarzały, co ułatwia niestety Rosjanom panowanie w powietrzu. Sytuacja wyglądałaby zapewne zupełnie inaczej, gdyby Ukraina dysponowała rozwiązaniami współczesnymi. Z tym, że ten ukraiński system jest i tak lepszy od polskiego, którego po prostu nie ma. Homeopatyczna dawka Patriotów, która wkrótce do nas trafi, to niestety drobiazg wobec skali potrzeb.

Przekleństwem rozwoju polskiej armii nie jest tylko brak pieniędzy czy tym bardziej jej liczebność. Procesy modernizacyjne ciągną się w nieskończoność z powodu braku decyzyjności i determinacji. Tzw. fak, czyli faza analityczno-koncepcyjna, dotycząca konkretnych zakupów broni to zadanie pochłaniające lata. Do tego dochodzą ciągłe zmiany koncepcji i strategii, czym MON szczególnie wsławił się za rządów Antoniego Macierewicza. Ma to swoją wartość właściwie tylko dla dziennikarzy, którzy znaczną cześć swojej kariery zawodowej mogą poświęcić na opis absurdalnie długiego procesu powstawania Agencji Uzbrojenia, kolejne zwroty akcji dotyczące programów „Narew", „Kruk" czy unowocześnianiu Marynarki Wojennej. Nie muszę dodawać, że finalizacja tych programów i wielu innych ciągle wygląda – delikatnie mówiąc – na odległą.

Politykom łatwo jest mówić o zwiększaniu nakładów na obronność czy zwiększenie liczebności armii. Co więcej, wdrożenie tych procesów również jest stosunkowo łatwe. Pytanie, co dalej za tym pójdzie. Kolejnych dziesięć czy piętnaście lat na podjęcie tej czy innej decyzji dotyczących unowocześnienia armii? Dziesiątki miesięcy wahań? Nie, tutaj trzeba konkretnych działań, podejmowania szybkich decyzji, braku strachu przed ryzykiem. To trudniejsze niż zapewnianie wyborców o dużych pieniądzach skierowanych do armii. Ale konieczne, o czym tak boleśnie przekonało nas to, co się dzieje na Ukrainie.