– Kiedy sąsiedzi zza Bugu wzmacniali pancerne pięści u nas, w tym czasie, z wielkim trudem znajdowano pieniądze zaledwie na remonty i bieżące naprawy – mówi Henryk Knapczyk, b. szef gliwickiego centrum badawczo rozwojowego broni pancernej.
Były dyrektor OBRUM ma swoją teorię upadku branży. Gdyby kolejne, polityczne ekipy w MON, nie przekreślały lekkomyślnie planów swych poprzedników i zrealizowały opracowywane w przeszłości w śląskich instytutach dalekosiężne wizje odnowienia sił pancernych. Wtedy już dawno bylibyśmy w czołówce czołgowego wyścigu. Niestety przez ostatnie trzy dekady nie potrafiliśmy nawet solidnie odnowić sprzętu i wyposażyć go w nowoczesną amunicję.
Czy jest szansa na zmianę tej sytuacji? Pewne nadzieje wynikają z deklaracji i zapowiedzi rządowych. W sztabach uświadomiono sobie, że zanim do jednostek trafi czołg najnowszej generacji, najlepiej pancerz polskiej konstrukcji, musi minąć 10 -15 lat. W tym przejściowym okresie należałoby pilnie zmodernizować to co mamy. Przede wszystkim przestarzałe tanki z rodziny T-72. Szansą na realne pancerne wzmocnienie jest też wdrożona modernizacja – z niemiecką pomocą – przejętych od Bundeswehry leopardów.
Czytaj także: MON zamierza odnowić setki starych czołgów
Imponujące statystyki
Według światowego rankingu, który powstał w oparciu o dane zebrane przez CIA, Polska z 1065 czołgami w 2018 r. znajdowała się na 22 miejscu na świecie. Dla porównania Niemcy posiadają 408 czołgów, Wielka Brytania 407, Francja – 423, ale już Rosja 15 398 takich maszyn. W siłach pancernych RP wykorzystywane są czołgi z rodziny T–72 oraz czołgi Leopard 2 w wersji A4 i A5 (prawie 250).