Do Ukrainy płynie kolejna dostawa sprzętu wojskowego. Wśród dostaw, najgłośniejsza, jest zgoda na dostawy czołgów zachodniej produkcji. Często słychać wręcz głosy, że zmienią one obraz sytuacji. Czy zgadza się pan z tym twierdzeniem?
Ciągle ubolewam, że my na tę przestrzeń techniki bojowej patrzymy przez pryzmat pojedynczego typu zbrojenia, a nie widzimy go w kontekście środowiska, w którym te czołgi, czy każda inna broń czy system walki powinien funkcjonować. A czołgi w tym systemie spełniają jedną z najważniejszych funkcji, jaką jest siła uderzeniową Wojsk Lądowych. Tak w działach ofensywnych, jak i obronnych.
W związku z powyższym, wykorzystanie czołgów do walki na przednim skraju obrony, jest rozwiązaniem najgorszym z możliwych. To dlatego, że w działaniach w defensywie czołg, jako platforma przeciwpancerna, jest najmniej efektywna oraz najdroższa.
Proszę pamiętać, że sam czołg sam sobą jeszcze nic nie oznacza. Czołgi, aby były skuteczne jako system walki, muszą być odpowiednio oprzyrządowane. Po pierwsze każdy z nich potrzebuje odpowiednio przeszkolonej załogi. Odpowiednio, czyli tak, by czołgiści z jednaj strony byli w pełni świadomi wszelkich walorów i wad konstrukcji, w jakiej przyjdzie im walczyć, a z drugiej, by wiedzieli jak ich konkretna maszyna wpisuje się w szerszy plan, co oznacza posiadanie umiejętności współdziałania w ramach kompanii czy batalionu. To oczywiście w zależności od tego, jaka jest filozofia prowadzenia wojny i wykorzystania tego czołgu przez armię ukraińską.
Po drugie, kolejna kwestia, o której często się zapomina, to temat logistyki. Każdy czołg jako element większego systemu, musi posiadać odpowiednie zabezpieczenie. By działać potrzebują odpowiedniego zapasu amunicji, paliwa czy, w razie potrzeby, części zamiennych. To wszystko musi znajdować się blisko frontu, a to oznacza, że tuż za czołgami muszą poruszać się cysterny, wozy ewakuacyjne, amunicyjne czy naprawcze.