MON potwierdza, że do USA wysłano właśnie zapytanie ofertowe (LOR) dotyczące zakupu 4 balonów z zestawami sensorów rozpoznania o zasięgu kilkuset kilometrów.
Wypełnione gazem lżejszym od powietrza aerostaty z radarami, czy głowicami optoelektronicznymi to nie zwiadowcza pamiątka z czasów I wojny światowej ale bardzo nowoczesny, efektywny i przede wszystkim nisko kosztowy system dalekosiężnej obserwacji i śledzenia powietrznych intruzów. W wersji rozbudowanej jest w stanie pełnić rolę stacji wczesnego ostrzegania i precyzyjnie kierować na nadlatujące cele rodzime artyleryjskie lub rakietowe zestawy obrony przeciwlotniczej.
Powrót sterowców?
- Pamiętam, że pierwsze plany pozyskania obserwacyjnych aerostatów powstawały w resorcie obrony już w połowie minionej dekady, ale nie wiadomo z jakich powodów z nich w MON zrezygnowano – mówi Łukasz Pacholski ekspert militarny fachowego pisma „Wojsko i Technika".
- Balonowy zestaw obserwacyjny nowej generacji byłby w stanie z pewnością namierzyć, a potem śledzić lot np. słynnej już kilkutonowej rosyjskiej rakiety, która w grudniu zeszłego roku przeleciała kilkaset kilometrów przez polskie terytorium i spadła w lesie niedaleko podbydgoskiego Zamościa – twierdzi Pacholski.
Ekspert nie ma wątpliwości: zwłaszcza w czasach pokoju nie ma lepszego i tańszego środka kontroli przestrzeni powietrznej jak aerostat i zestaw radarowo – optoelektroniczny wyniesiony na wysokość 4, 5-6 tys. metrów nad ziemią, zakotwiczony linami w gruncie i połączony ze stacją operatorsko-analityczną kablami zasilającymi urządzenia w energię i zapewniającymi transmisję danych.Taki balon czy sterowiec może śledzić ruch statków powietrznych, wrogich pocisków czy dronów całymi tygodniami. Może też idealnie uzupełniać zwiadowczą tarczę złożoną z samolotów wczesnego ostrzegania typu AWACS, rozpoznawczych długodystansowych dronów, czy sojuszniczego, naziemnego radiolokacyjnego systemu kontroli powietrznej dalekiego zasięgu – tłumaczy Łukasz Pacholski.