Wyjściem jest budowa narodowego satelity obserwacyjnego albo ich konstelacji – przekonywali w Sejmie wojskowi i przedsiębiorcy z kosmicznych startupów – uczestnicy spotkania zorganizowanego przez parlamentarną komisję obrony narodowej.
Mimo, że armia stara się zróżnicować źródła satelitarnego rozpoznania, nie jest w stanie samodzielnie zweryfikować danych czy ich pozyskiwać w momencie, kiedy są najpilniej potrzebne. Trudno też przewidzieć jak realizacja umów o dzieleniu się wywiadowczymi informacjami z orbity będzie przebiegać w okresie zagrożenia i groźby realnego kryzysu.
Czytaj także: Amerykanie ostrzegą Warszawę przed zagrożeniami z nieba
– Bywa z tym różnie. Doświadczenia w tej dziedzinie płynące z ostatnich międzynarodowych konfliktów nie są dla nas korzystne – ostrzega gen. Adam Sowa, b. wiceszef Europejskiej Agencji Obrony, wykładowca WAT.
Własny satelita – bezcenny
Gen. dyw. dr Adam Jaks ze Sztabu Generalnego przyznaje, że wojsko rutynowo monitoruje wschodnie tzw obszary zainteresowania operacyjnego w oparciu o źródła satelitarne. Mamy w tej sprawie umowy z włoskimi agencjami obserwacji kosmicznej obejmujące dostarczanie materiałów zobrazowania optycznego i radarowego. Pakiety umów zawarliśmy też z wyspecjalizowanymi agendami z USA i Unii Europejskiej. Gdy to konieczne korzystamy też z usług firm komercyjnych zajmujących się kosmiczną obserwacją – potwierdza gen.Jaks.