W przypadku MGCS sytuacja wygląda tak, że rząd Włoch
przedstawił swój plan, który w mojej ocenie jest bardzo rozsądny i opiera się
na trzech fazach.
Najpierw skupmy się na tym co mamy, czyli czołgach
Ariete. Jest to wprawdzie sprzęt poprzedniej generacji, ale obecnie jesteśmy na
etapie jego modernizacji. Możemy sobie wyobrazić, że wymienimy np. całą jego
elektronikę, by zwiększyć zdolności tej konstrukcji. Z drugiej strony
potrzebujemy już dzisiaj nowych czołgów. Będzie to prawdopodobnie czołg podobny
do niemieckiego Leoparda. Innymi słowy, druga faza, to albo Leopard albo włoski
Leopard. Trzecia faza, w najdalszej przyszłości, to MGCS. Ten jednak jest obecnie
na etapie rozmów pomiędzy zainteresowanymi projektem krajami, czyli Włochami,
Niemcami i Francją.
Wielkie
międzynarodowe projekty to teraźniejszość, ale także przyszłość branży obronnej
w Europie?
Tak. To często jedyny sposób, by urzeczywistnić projekty,
które inaczej byłyby poza naszymi możliwościami. Dla porównania, popatrzmy, jak
to wygląda za oceanem. W kwestii możliwości finansowych, w przeliczeniu na
projekt, Stany Zjednoczone są na zupełnie innym poziomie niż Europa. Nie
dlatego, że w Europie nie ma pieniędzy, ale często dlatego, że są one
porozbijane na wiele mniejszych, narodowych projektów.
Współpraca daje znacznie większe możliwości, ale także
często korzyści dla poszczególnych krajów oraz dla firm w nią zaangażowanych.
Przykłady?
Doskonałym przykładem jest program samolotu Eurofighter,
w który zaangażowały się cztery kraje. Włochy, Wielka Brytania, Niemcy i
Hiszpania. Dzięki temu udało się uzyskać coś, co jest często bolączką
europejskich programów zbrojeniowych, a mianowicie dużą skalę produkcyjną. Jest
to niezwykle ważne, gdyż tylko duże serie produkcyjne pozwalają na zwrot
ogromnych kosztów, jakie trzeba ponosić przez lata realizacji programu
stworzenia nowej platformy. To przekłada się na cenę końcową, a ta – im niższa
– na możliwości eksportowe naszego produktu.
I ponownie Eurofighter jest tutaj przykładem, gdyż do
dzisiaj wyprodukowaliśmy łącznie ponad 600 samolotów, które latają w barwach
nie tylko wspomnianych czterech europejskich krajów, ale także w siłach
powietrznych wielu odbiorców eksportowych, np. na Bliskim Wschodzie.
Powyższe zalety są nie do przecenienia.
A
korzyści dla Polski? Promowany jest samolot Eurofighter nad Wisłą i jedną z
kwestii, którą często słyszymy, jest dołączenie do programu. Co by to
oznaczało?
Myślę, że dla Polski korzyści byłoby wiele. Pierwszą,
chyba najbardziej oczywistą, jest posiadanie nowoczesnej maszyny o ogromnych
zdolnościach, która stanowiłaby doskonałe uzupełnienie do obecnie posiadanej
lub zamówionej floty samolotów. W tym drugim przypadku mówię o F-35. Przykład
Włoch doskonale pokazuje, jak wielkie możliwości daje posiadanie w powietrzu
samolotów Eurofighter wraz z F-35. Te pierwsze będą stale rozwijane, gdyż jak
już wspomniałem wcześniej, Eurofighter jest programem rozwojowym, samolot jest
ciągle unowocześniany. To tylko jedna z korzyści. Operacyjna.
Kolejną kwestią jest program, czyli współpraca
przemysłowa. Polska już może się pochwalić wysoko rozwiniętym przemysłem
lotniczym, który z łatwością mógłby dołączyć do programu Eurofighter. Nie tylko
w zakresie utrzymania floty czy nawet produkcji podzespołów samolotu, ale także
w zakresie prac nad jego dalszym rozwojem, gdyż Eurofighter jest programem
stale rozwijającym się, korzystającym z wkładu każdego kraju partnerskiego, a
Polska mogłaby uczestniczyć w tym procesie, aby zarówno zabezpieczyć potrzeby własne
kraju jak i wnieść swoją wartość dodaną do całego programu, który wykracza nawet
poza perspektywą roku 2050. Jest wiele do zrobienia razem i wiele możliwości
wymiany doświadczeń. Leonardo ma silną pozycję w Polsce, co z pewnością może
zostać jeszcze wzmocnione wraz z pojawieniem się w kraju samolotów Eurofighter
Typhoon, który jest jednym z czynników wzrostu. Program Eurofighter obejmowałby
różne poziomy łańcucha dostaw, w tym firmy z obszaru wysokich technologii z
segmentu MŚP.