Wartość kontraktu to ok. 3 mld koron szwedzkich, czyli ponad 1,2 mld zł. Chodzi więc o zakup co najmniej kilkuset pocisków, być może ta liczba przekroczy nawet tysiąc. Dostawy są przewidziane na 2027 r. Szwecja, najmłodszy członek NATO, to kolejny sojusznik, który decyduje się na taki zakup. Już wcześniej w polskie zestawy przeciwlotnicze zainwestowały m.in. Litwa, Łotwa, Norwegia czy Stany Zjednoczone. To produkt, który dobrze sprawdził się m.in. w wojnie w Ukrainie. Jest to w uproszczeniu rura (wyrzutnia), którą żołnierz kładzie sobie na ramię i strzela do celu oddalonego nawet o 6 kilometrów. W ten sposób można razić m.in. śmigłowce. Pioruny są stosunkowo odporne na zakłócenia.
Duże, ale i tak zbyt małe zdolności produkcyjne
Problem w tym, że choć Pioruny cieszą się dużym powodzeniem, to Mesko ma ograniczone możliwości ich produkcji. – Nasza zdolność produkcyjna dziś to ponad tysiąc sztuk rocznie, co i tak jest wielkością większą niż w przypadku porównywalnego produktu amerykańskiego – wyjaśniał na łamach „Rz” Adam Leszkiewicz, prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej. – Dzięki doskonaleniu pewnych rozwiązań udaje nam się zwiększać produkcję o 100–200 sztuk rocznie i tak dojdziemy do 1,5 tys. Ale dziś moglibyśmy sprzedać i 3 tys. sztuk rocznie. Wdrożymy więc kolejne rozwiązania – zapowiada.
Nowy kontrakt ze Szwecją może, choć nie musi oznaczać, że w pewnym stopniu opóźnią się dostawy dla Wojska Polskiego.
Nowa linia produkcyjna?
W sumie do tej pory wyprodukowano nieco ponad 3 tys. pocisków. Problem w tym, że tylko Wojsko Polskie jest w trakcie realizacji zamówienia na 3,5 tys. takich pocisków, a wiadomo, że w ubiegłym roku Mesko nie zdołało w pełni zrealizować kontraktu.
Przy dostawach na poziomie ponad tysiąca sztuk spółka ma zapewniony zbyt na ponad trzy lata. W kuluarach słychać o tym, że być może powstanie druga linia produkcyjna do wytwarzania tych pocisków, ale do tej pory nie było oficjalnego potwierdzenia tej wiadomości. Taka inwestycja najpewniej wiąże się z budową nowego zakładu.