Po przyjeździe okazało się, że jest tam program satelitarny. Można się faktycznie zastanawiać, dlaczego taki program był tam, a nie w Polsce. Wyjaśnienie może być prozaiczne: dziesięć lat temu fiński uniwersytet miał po prostu więcej pieniędzy. Ten projekt studencki miał wówczas budżet na poziomie pół miliona euro. Różnica mogła też polegać na tym, że był to program prowadzony przez uniwersytet, a nie przez koło studenckie, jak na Politechnice Warszawskiej.
Co dalej?
Włączyłem się do tego programu, byłem nim zafascynowany, więc bardzo mocno się w to zaangażowałem. I z tego powodu też decyduję się zostać w Finlandii, by zrobić tam studia magisterskie. To nie jest tak, że aplikuję tam dlatego, że nie podoba mi się na Politechnice Warszawskiej. Po prostu byłem już częścią projektu, który bardzo mi odpowiadał, i chciałem go dalej prowadzić.
W następnym roku kolega i ja wpadamy na pomysł, żeby założyć firmę, która będzie budować małe satelity. Szczerze mówiąc, gdy ma się 22 lata, raczej nie rozważa się zmiany kraju zamieszkania tylko po to, by założyć firmę. Wciąż studiujemy, a pytanie, które sobie zadajemy, brzmi raczej: u kogo w domu ją założymy?
Zakładacie więc firmę. Jak z perspektywy tych 10 lat oceniasz wsparcie systemu, które otrzymaliście w Finlandii?
Firma zostaje założona w Finlandii z przypadku. Ale to, że jej się w Finlandii udaje, to już nie jest aż tak duży przypadek. W tym kraju wsparcie działa na zasadach grantowych. Pierwszy grant w wysokości 50 tys. euro spółka otrzymała z uniwersytetu. Kolejny – wypłacany w dwóch transzach, pochodził od odpowiednika polskiego Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, ale to już były dwa miliony euro. A potem pozyskiwaliśmy już finansowanie od funduszów Venture Capital – pierwsza inwestycja w spółkę była prowadzona przez fundusz z Doliny Krzemowej, który poznaliśmy przez fundusz fiński. Istnieją dość silne powiązania między siecią VC w Finlandii a Doliną Krzemową, choć wówczas w Finlandii nie było wielu funduszy VC.
Ktoś doradził nam, by polecieć do Doliny Krzemowej, żeby zebrać pieniądze potrzebne na rozwój spółki. Po wielu takich wizytach udało nam się przekonać odpowiednie osoby w Stanach Zjednoczonych, aby zainwestowały w spółkę. Później inwestycje były prowadzone głównie z USA, przynajmniej na początku. Europejskie fundusze dołączyły później.
Co można zrobić, by w Polsce poprawić wsparcie dla technologicznych startupów, jakim jeszcze niedawno był ICEYE?
Najważniejsze w takim wsparciu jest finansowanie, zarówno grantowe, jak i tzw. wczesny VC. Im więcej funduszy, programów grantowych czy innych sposobów na pozyskanie dofinansowania, tym więcej projektów ma szansę się rozwinąć. Ale też trzeba zdawać sobie sprawę, że dofinansowanie na wczesnym etapie to działalność wysokiego ryzyka. A jednocześnie, żeby miało sens, musi być znaczne i szybkie, bez zbędnej biurokracji. Trzeba się liczyć z tym, że pieniądze nie zawsze zostaną wydane dokładnie tak, jak byśmy chcieli.