Reklama
Rozwiń
Reklama

Rafał Modrzewski, ICEYE: Do rozwoju startupów potrzebne jest zaufanie społeczne

Dofinansowanie startupów na wczesnym etapie to działalność wysokiego ryzyka. A jednocześnie, żeby miało sens, musi być znaczne i szybkie, bez zbędnej biurokracji – wyjaśnia Rafał Modrzewski, założyciel i CEO spółki ICEYE, która produkuje satelity.

Publikacja: 26.11.2025 04:11

Prezes ICEYE Rafał Modrzewski

Prezes ICEYE Rafał Modrzewski

Foto: PAP/Paweł Supernak

Zgodnie z najnowszym planem, 26 listopada na orbitę ma zostać wystrzelony pierwszy satelita firmy ICEYE dla Wojska Polskiego. Jakie zdolności zyska nasza armia?

To radarowy satelita służący do obserwacji Ziemi, który zbiera informacje poprzez wykonywanie zobrazowań. Jest to technologia działająca w dzień i w nocy, niezależnie od warunków pogodowych. Wojsko Polskie jest teraz w posiadaniu satelity, którym jest w stanie wykonać zdjęcie dowolnego miejsca na Ziemi i w każdych warunkach – to doskonałe narzędzie wywiadowcze.

Jak często może robić zdjęcie danego obszaru?

To zależy od tego, gdzie ten obszar jest położony. W regionie Polski pierwszym satelitą najprawdopodobniej będziemy w stanie takie zdjęcie wykonać ok. cztery razy dziennie.

Wasz kontrakt z Wojskiem Polskim zakłada zakup trzech satelitów, a trzy kolejne są w opcji.

I to już znacząco zmniejsza czas rewizyty. Wtedy takie zdjęcie można wykonywać co 3-4 godziny, w zależności od parametrów.

Czytaj więcej

Polska armia zyska oczy. MON kupuje satelity za setki milionów złotych

ICEYE ma klientów pozyskujących takie dane już od kilku lat.

Tak. Również wielu klientów wojskowych.

Reklama
Reklama

To dlaczego Wojsko Polskie dopiero w tym roku zdecydowało się na zakup takich satelitów?

ICEYE ma klientów w dwóch głównych kategoriach. Są klienci, którzy korzystają z naszej konstelacji, kupując u nas zobrazowania i produkty analityczne. Świadczyliśmy takie usługi dla wielu instytucji.

Dwa lata temu powstał nowy typ produktu i nowa grupa klientów, czyli ci zainteresowani posiadaniem własnych konstelacji. I Polska jest jednym z pierwszych krajów, który zdecydował się na taki zakup. Pierwsza była Brazylia, później ZEA, a teraz mamy falę podpisywania umów z klientami w Europie – oprócz Polski zrobiły to w tym roku także Holandia, Portugalia i Finlandia.

Czytaj więcej

Fundusz z grupy BGK inwestuje w spółkę produkującą satelity

Nie jesteście już startupem, tylko spółką, która ma prawie tysiąc pracowników, a roczne przychody wynoszą około miliarda złotych. Wróćmy do waszego początku. Studiowałeś na Politechnice Warszawskiej, ale spółka de facto jest bardziej postrzegana jako fińska. Dlaczego?

Powiedziałbym, że jest to spółka międzynarodowa. I to w sumie w każdym aspekcie. Jeżeli chodzi o udziałowców, to akcjonariat jest rozproszony, mamy inwestorów od Stanów Zjednoczonych przez Europę po Japonię. Jeżeli chodzi o pracowników, jest to też zdecydowanie międzynarodowa grupa, ponad 70 różnych narodowości. Jeżeli chodzi o radę nadzorczą, to też jest to zdecydowanie międzynarodowa grupa, choć akurat dzisiaj z przewagą Polaków. Jeżeli chodzi o klientów i biura spółki, jest to również działalność międzynarodowa.

Ale najwięcej pracowników jest w Finlandii.

Tak, choć nie jest to większość pracowników. Mamy siedem biur w różnych krajach, w tym w Polsce, a w Finlandii pracuje 20-30 proc. naszych ludzi. Ale jesteśmy spółką zarejestrowaną w Finlandii, ze spółkami prawa handlowego w różnych krajach. Podkreślę, że transakcje między spółkami prawa handlowego – nawet jeśli są częścią jednej grupy – muszą odbywać się na zasadach komercyjnych. Spółka polska czy grecka nie może darować spółce fińskiej produktów ani usług. Takie rozliczenia powinny przypominać płatności między odrębnymi spółkami. Oczywiście, ponieważ obie spółki nadzoruje ta sama rada nadzorcza, łatwiej nam koordynować działania. Zdarzało się, że spółka polska osiągała zysk, a spółka fińska wykazywała stratę, wobec czego w Polsce odprowadzaliśmy podatki, natomiast w Finlandii jeszcze nie.

Jednak wciąż nie rozumiem, dlaczego student Politechniki Warszawskiej, którym byłeś 10 lat temu, zakłada spółkę w Finlandii, a nie w Polsce.

To sytuacja w dużej mierze przypadkowa. Na trzecim roku studiów wziąłem udział w programie wymiany studenckiej Erasmus. Wszyscy zawsze chcą jechać do Hiszpanii, więc ja postanowiłem ruszyć w drugą stronę. Wówczas kompletnie nie zdawałem sobie sprawy, że będę zakładał firmę, nie miałem takiego planu. Wybór Finlandii był nieco losowy.

Reklama
Reklama

Po przyjeździe okazało się, że jest tam program satelitarny. Można się faktycznie zastanawiać, dlaczego taki program był tam, a nie w Polsce. Wyjaśnienie może być prozaiczne: dziesięć lat temu fiński uniwersytet miał po prostu więcej pieniędzy. Ten projekt studencki miał wówczas budżet na poziomie pół miliona euro. Różnica mogła też polegać na tym, że był to program prowadzony przez uniwersytet, a nie przez koło studenckie, jak na Politechnice Warszawskiej.

Co dalej?

Włączyłem się do tego programu, byłem nim zafascynowany, więc bardzo mocno się w to zaangażowałem. I z tego powodu też decyduję się zostać w Finlandii, by zrobić tam studia magisterskie. To nie jest tak, że aplikuję tam dlatego, że nie podoba mi się na Politechnice Warszawskiej. Po prostu byłem już częścią projektu, który bardzo mi odpowiadał, i chciałem go dalej prowadzić.

W następnym roku kolega i ja wpadamy na pomysł, żeby założyć firmę, która będzie budować małe satelity. Szczerze mówiąc, gdy ma się 22 lata, raczej nie rozważa się zmiany kraju zamieszkania tylko po to, by założyć firmę. Wciąż studiujemy, a pytanie, które sobie zadajemy, brzmi raczej: u kogo w domu ją założymy?

Zakładacie więc firmę. Jak z perspektywy tych 10 lat oceniasz wsparcie systemu, które otrzymaliście w Finlandii?

Firma zostaje założona w Finlandii z przypadku. Ale to, że jej się w Finlandii udaje, to już nie jest aż tak duży przypadek. W tym kraju wsparcie działa na zasadach grantowych. Pierwszy grant w wysokości 50 tys. euro spółka otrzymała z uniwersytetu. Kolejny – wypłacany w dwóch transzach, pochodził od odpowiednika polskiego Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, ale to już były dwa miliony euro. A potem pozyskiwaliśmy już finansowanie od funduszów Venture Capital – pierwsza inwestycja w spółkę była prowadzona przez fundusz z Doliny Krzemowej, który poznaliśmy przez fundusz fiński. Istnieją dość silne powiązania między siecią VC w Finlandii a Doliną Krzemową, choć wówczas w Finlandii nie było wielu funduszy VC.

Ktoś doradził nam, by polecieć do Doliny Krzemowej, żeby zebrać pieniądze potrzebne na rozwój spółki. Po wielu takich wizytach udało nam się przekonać odpowiednie osoby w Stanach Zjednoczonych, aby zainwestowały w spółkę. Później inwestycje były prowadzone głównie z USA, przynajmniej na początku. Europejskie fundusze dołączyły później.

Co można zrobić, by w Polsce poprawić wsparcie dla technologicznych startupów, jakim jeszcze niedawno był ICEYE?

Najważniejsze w takim wsparciu jest finansowanie, zarówno grantowe, jak i tzw. wczesny VC. Im więcej funduszy, programów grantowych czy innych sposobów na pozyskanie dofinansowania, tym więcej projektów ma szansę się rozwinąć. Ale też trzeba zdawać sobie sprawę, że dofinansowanie na wczesnym etapie to działalność wysokiego ryzyka. A jednocześnie, żeby miało sens, musi być znaczne i szybkie, bez zbędnej biurokracji. Trzeba się liczyć z tym, że pieniądze nie zawsze zostaną wydane dokładnie tak, jak byśmy chcieli.

Reklama
Reklama

A u nas jest taka tendencja, żeby weryfikować dokładnie sposób wydawania każdej złotówki. Tymczasem to jest niemożliwe na poziomie startupu. Nie ma tego jak weryfikować. Zresztą kto by to weryfikował? Ktoś musiałby być wewnątrz tego startupu, żeby w ogóle rozumieć, czy wydatek jest poprawny czy nie.

Warto zobaczyć, jak to działa w Dolinie Krzemowej. Tam nie ma grantów rządowych jako takich. Za to jest duża ilość kapitału tzw. early stage. Jeżeli ktoś ma pomysł, potrzebuje miliona dolarów czy dwóch, to w dwa tygodnie może je zdobyć. I po tym, jak dostanie te środki, biurokracja się kończy. Pieniądze zostają przelane na konto spółki, a inwestor przejmuje udziały. I później najlepszą weryfikacją jest pozyskanie finansowania w kolejnej rundzie.

Czytaj więcej

Polska armia zyska oczy. MON kupuje satelity za setki milionów złotych

Czyli wpływ inwestora na działania tego start-upu jest minimalny.

Tak, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w której ktoś, kto jest studentem i naprawdę chce spełnić swoje marzenia, otrzymuje pieniądze i szansę na ich realizację, a następnie decyduje się na głupie wydatki, kupując rzeczy, które nie mają sensu. My każde 10 eurocentów oglądaliśmy dwa razy.

Gdzie w Europie taki system funkcjonuje lepiej niż w Polsce?

Jeżeli chodzi o kraje Unii Europejskiej, to najlepszymi przykładami są Szwecja, Finlandia i Estonia. W przeliczeniu na liczbę mieszkańców, one są w czołówce powstawania startupów, którym się udaje, które osiągają duże wyceny.

Reklama
Reklama

Z czego to wynika?

Moim zdaniem, z wysokiego poziomu zaufania społecznego – w takiej sytuacji, granty i fundusze VC nie wymagają rozbudowanej biurokracji. Wówczas relacje między VC a startupami są prostsze i mniej chaotyczne. Częściej stosuje się też reguły już sprawdzone w praktyce.

Częstym, dość podstawowym problemem jest tzw. term sheet. W Dolinie Krzemowej funkcjonuje standardowy zestaw warunków, po spełnieniu których dokonuje się inwestycji. Na przykład z punktu widzenia inwestora przejęcie zbyt dużych udziałów na początku jest bardzo krótkowzroczne, bo później założyciel traci motywację do pracy. Dlatego w Stanach Zjednoczonych, gdzie ten rynek funkcjonuje od dziesięcioleci, ukształtowały się standardy sprzyjające założycielom. Za wzorzec uchodzi umowa, którą niegdyś zaproponował Peter Thiel. Propozycje zbyt daleko odbiegające od tych standardów zazwyczaj są odrzucane. Wieść o takich praktykach szybko się rozchodzi, a inwestor traci wiarygodność. 

Ty osiągnąłeś już sukces. Zaczniesz teraz finansować startupy?

Mam za sobą dopiero 10 lat pracy w spółce. Na razie się udaje, ale przed nami jeszcze dużo pracy – jest jeszcze mnóstwo do zrobienia.

CV
Rafał Modrzewski

jest założycielem, udziałowcem i CEO spółki ICEYE, która produkuje satelity SAR i dostarcza zobrazowanie Ziemi

Zgodnie z najnowszym planem, 26 listopada na orbitę ma zostać wystrzelony pierwszy satelita firmy ICEYE dla Wojska Polskiego. Jakie zdolności zyska nasza armia?

To radarowy satelita służący do obserwacji Ziemi, który zbiera informacje poprzez wykonywanie zobrazowań. Jest to technologia działająca w dzień i w nocy, niezależnie od warunków pogodowych. Wojsko Polskie jest teraz w posiadaniu satelity, którym jest w stanie wykonać zdjęcie dowolnego miejsca na Ziemi i w każdych warunkach – to doskonałe narzędzie wywiadowcze.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Modernizacja Sił Zbrojnych
Borsuk zatwierdzony. MON podpisał umowę na nowe bwp dla wojska
Materiał Promocyjny
Twoja gwiazda bliżej niż myślisz — Mercedes Van ProCenter
Modernizacja Sił Zbrojnych
Jednak nie koreański? Ciężkiego bwp zbudujemy sami
Biznes
Pancerny drapieżnik z epoki cyfrowej. Borsuki dokonają rewolucji w polskiej armii
Przemysł Obronny
Miliardy dla polskiej zbrojeniówki. Huta Stalowa Wola zwiększa moce produkcyjne
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępcy zwiększają skalę ataków na urządzenia końcowe – komputery i smartfony
Modernizacja Sił Zbrojnych
Nowe Groty i karabiny wyborowe dla Wojska Polskiego
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama