Zacznę nie od analizy tego sposobu myślenia, ale od pochwał. Ten tekst jest bowiem pełen wymyślnych epitetów. Jakub Augustyn Maciejewski nazywa mnie „Tomaszem Iskariotą”, „katolickim niegdyś publicystą”, porównuje do Lesława Maleszki, sugeruje, że wszystkie moje teologiczne i filozoficzne rozważania mają wyłącznie służyć uzasadnieniu mojej zdrady, a nawet sugeruje, że książka o Judaszu może służyć do usprawiedliwienia zdrady ojczyzny. Liczba epitetów, obrzydliwych sugestii i teorii spiskowych, jaką autor „Sieci” zmieścił na dwóch szpaltach, jest naprawdę godna podziwu, więc oddaję mu honor: paszkwile to on pisać potrafi.